Za nami druga edycja wydarzenia
na Łasztowni – Szczecin United Art Festiwal – przepełnionego sztuką wizualną i
muzyką elektroniczną na najwyższym poziomie.
Impreza mimo sprzedaży biletów i karnetów w cenie 30 i 50 zł jest w
zasadzie non-profit. Z niewielką nawiązką te pieniądze pokrywają wynagrodzenia
dla artystów oraz sprawy techniczne. Wiadomo, że w tym roku miasto Szczecin
wspomogło organizatorów niewielką dotacją oraz patronatem. Wsparcie pozwoliło
na niedużą promocję i zaproszenie kilku zagranicznych artystów z różnych
zakątków świata i scen muzycznych. Dzięki temu na przeglądzie mogliśmy usłyszeć
takie gatunki jak: Techno, House, Drum and Bass, UK Bass, Dubstep oraz
Breakcore.
Piątkowa noc obfitowała największą frekwencją słuchaczy. Główną atrakcją był Juan Atkins, pionier Detroit Techno. Co do techniki i selekcji, które zaprezentował, zdania uczestników są podzielone. Pomijając ocenę występu, w mojej opinii, zaproszenie reprezentanta sceny Detroit było dobrą decyzją organizatorów i gratką dla wielbicieli klasyki gatunku. Tutaj należy się ukłon w ich stronę.
Fot. Filip Kacalski/Studio |
Wypada jeszcze wymienić dobrego selektora – Riskotheque. Przedstawiciela sceny Dubstep z Brighton. Po jego występie, odniosłem wrażenie, że to był ostatni z trzech artystów, którzy mnie zainteresowali tamtego wieczoru.
Sobota była drugim i zarazem ostatnim dniem Szczecin United Art Festival. Tej nocy zwróciłem uwagę na duet Blackwax ze Zjednoczonego Królestwa Dubstepu i Grime. Goście z UK wylali z głośników tony czarnego i gęstego wosku prosto w uszy słuchaczy. Moja trąbka Eustachiusza na długo zapamięta ich set.
Organizatorzy zaprosili również Fault Lines. Podwójnego agenta sceny House i UK Garage. Pochodzący z Krakowa, mieszkający w Glasgow. Przywiózł on ze sobą długie minuty głębokich i dynamicznych brzmień, które świetnie komponowały się z panoramą Wałów Chrobrego.
Dla tych, którzy nie są ze Szczecina poleciłbym lokalnego ojca chrzestnego oraz promotora brytyjskich dźwięków. Członka nieistniejącego już kolektywu Electric Rudeboyz – Calvina. Przypomnę od razu, że byli nominowani do Fryderyka za album „Kolejny krok” w 2001 roku. Bezsprzecznie jest to człowiek instytucja, który nieustępliwie wdziera się modernym basem, jak sztorm znad północnego Atlantyku. Calvin aka C.L.V.N. wystąpił razem z Sept i Demprop jako skład Bass & Culture.
Na liście Szczecińskich zaproszonych artystów znalazłem również dwoje świeżych producentów – Kiro Rox & Fiesta, których EP Back To Step wydana w 2012 zebrała całkiem dobrą recenzję w Wavemagazine. Ich produkcje pojawiają się również na łamach Bass & Culture.
Dopełnieniem połamanych rytmów byli Funk Fighters, którzy bez pardonu serwują pozytywny i energetyzujący Liguid Funk. Teoem i Stork idealnie uzupełniając się wycisnęli ze mnie siódme poty. Często można usłyszeć w ich setach krążki z chyba jednej z najlepszych wytwórni Hospital Records, a to powoduje, że dosłownie dostaję małpiego rozumu. Na ich występach obecność powinna być obowiązkowa.
Nasze miasto muzyką House, może chwalić się nie od dziś. Na scenie pod namiotem przyjemnie tańczyło mi się przy trio Black Cookies. Właściwie śmiało mogę napisać, że był to kwartet, ponieważ Black Cookies towarzyszyła przemiła szczecińska wokalistka – Agnieszka Startek.
Trzonem załogi jest Mo’ Name z dawnego Family Groove. Niezaprzeczalnie jeden z najlepszych lokalnych selektorów, który promuje muzykę klubową chyba od początku lat 90-tych. Razem z Jersonem z nieistniejącej już Formacji oraz producentem Michaelem Modoolarem wprowadzili mnóstwo ciepła i zabawy w chłodny czerwcowy wieczór.
Następnym rodzimym trio znad Odry było Bodyjackin'. Pomimo selekcji płyt i nienagannej techniki Piotra Mazura, Roberta Ostrowskiego oraz Damiana Stańczyka. Trójka artystów, moim zdaniem, została niedoceniona przez publiczność. Każdy z nich ma przecież niemały wkład w klubowych kręgach naszego miasta. Może tym razem nie trafili w swój czas.
Organizatorzy zaprosili również Fault Lines. Podwójnego agenta sceny House i UK Garage. Pochodzący z Krakowa, mieszkający w Glasgow. Przywiózł on ze sobą długie minuty głębokich i dynamicznych brzmień, które świetnie komponowały się z panoramą Wałów Chrobrego.
Fotografika nellsi |
Na liście Szczecińskich zaproszonych artystów znalazłem również dwoje świeżych producentów – Kiro Rox & Fiesta, których EP Back To Step wydana w 2012 zebrała całkiem dobrą recenzję w Wavemagazine. Ich produkcje pojawiają się również na łamach Bass & Culture.
Dopełnieniem połamanych rytmów byli Funk Fighters, którzy bez pardonu serwują pozytywny i energetyzujący Liguid Funk. Teoem i Stork idealnie uzupełniając się wycisnęli ze mnie siódme poty. Często można usłyszeć w ich setach krążki z chyba jednej z najlepszych wytwórni Hospital Records, a to powoduje, że dosłownie dostaję małpiego rozumu. Na ich występach obecność powinna być obowiązkowa.
Nasze miasto muzyką House, może chwalić się nie od dziś. Na scenie pod namiotem przyjemnie tańczyło mi się przy trio Black Cookies. Właściwie śmiało mogę napisać, że był to kwartet, ponieważ Black Cookies towarzyszyła przemiła szczecińska wokalistka – Agnieszka Startek.
Trzonem załogi jest Mo’ Name z dawnego Family Groove. Niezaprzeczalnie jeden z najlepszych lokalnych selektorów, który promuje muzykę klubową chyba od początku lat 90-tych. Razem z Jersonem z nieistniejącej już Formacji oraz producentem Michaelem Modoolarem wprowadzili mnóstwo ciepła i zabawy w chłodny czerwcowy wieczór.
Następnym rodzimym trio znad Odry było Bodyjackin'. Pomimo selekcji płyt i nienagannej techniki Piotra Mazura, Roberta Ostrowskiego oraz Damiana Stańczyka. Trójka artystów, moim zdaniem, została niedoceniona przez publiczność. Każdy z nich ma przecież niemały wkład w klubowych kręgach naszego miasta. Może tym razem nie trafili w swój czas.
Kilka słów na koniec
Mimo że wiele jest negatywnych opinii na temat nagłośnienia imprezy, to uważam, że absolutnie nie można było narzekać. Miejsce - Łasztownia - jest wręcz wyśmienite na kolejne edycje, czy podobne muzyczne zgromadzenia. Jak na festiwal non profit, to było całkiem udane przedsięwzięcie. Robię głęboki pokłon w stronę ekipy organizacyjnej za chęci i poświęcony czas. Z doświadczenia wiem, że w Szczecinie nie jest łatwo przemycić więcej niż to, co serwują nam stacje radiowe i telewizje muzyczne.
Fot. Filip Kacalski/Studio |
Szczecin United Art Festival powinien
odbywać się cyklicznie i z roku na rok, pod patronatem nie tylko Miasta, ale i Marszałka,
co pozwoli na poprawę jakości organizacji imprezy. Mogę jedynie nawoływać
władze tego Szczecina, aby łaskawym okiem spojrzeli na ożywanie industrialnej
części miasta. W przypadku Szczecin United Festiwal, z poparciem władz i
lokalnych inwestorów, można
stworzyć festiwal większy od Opener’a.
Maciej Natkaniec
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz